Partner serwisu

Prostota zawsze w cenie

Kategoria: Produkcja i maszyny

Czy opłaca się jeździć mercedesem, czy może wystarczy fiat – czyli w jakie maszyny do produkcji leków warto inwestować? Odpowiada Paweł Nidecki – kierownik Działu Koordynacji Projektów Inwestycyjnych w Teva Operations Poland Sp. z o.o.

Prostota zawsze w cenie

W jakie maszyny warto dziś inwestować w branży farmaceutycznej?
     Moim zdaniem w te, które są już sprawdzone na rynku. Producent oczywiście testuje maszyny, zanim włączy je do komercyjnej sprzedaży, ale tak naprawdę dopiero testy „na żywym organizmie”, tzn. u wytwórcy, dają rzetelną ocenę. Poza tym u producenta sprzęt jest sprawdzany przez wykwalifikowany personel, najpewniej są to sami konstruktorzy. W fabryce natomiast maszyna jest obsługiwana przez osoby dużo mniej wyszkolone, co też stanowi dodatkowy test dla urządzenia, a w szczególności dla jego wytrzymałości.

Na co konkretnie zwrócić uwagę przy wyborze urządzenia?
    „Sercem” maszyny jest jej system sterowania. Powinien być jak najbardziej przyjazny dla użytkownika i łatwy w serwisowaniu – polecam tu sprawdzone rozwiązania zamiast komponentów unikatowych, stosowanych tylko dla danego urządzenia. Obecnie sterowanie jakością procesu skupia się na minimalizacji badań IPC off-line. W zamian rekomenduje się testy on-line, wbudowane w samą maszynę, np. metodologię PAT. Należy zatem zwrócić uwagę czy konstrukcja urządzenia i jego sterowanie jakością procesu idą właśnie w tym kierunku. Nie można zapomnieć o obsłudze, a dokładniej możliwości minimalizacji liczby niezbędnych operatorów maszyny.

•  Czy w takim razie lepiej jest kupować nowe, czy modernizować stare?
    Kluczowe jest tutaj słowo „lepiej”, bo to zależy, dla kogo. Dla księgowych w zakładzie farmaceutycznym na pewno lepiej modernizować stare urządzenie, bo kwota na fakturze będzie po prostu mniejsza niż przy zakupie nowego sprzętu. Ale to jest bardzo złudny zysk i krótkowzroczne podejście.
    Modernizacja starego urządzenia obarczona jest bardzo dużym ryzykiem – na pewno nie będzie ono działało jak nowa maszyna. Kolejne pytanie to: „kto ma wykonać taką modernizację?”. Najbezpieczniej – producent oryginalnej maszyny. Nietrudno się jednak domyślić, że będzie on starał się przekonać nas do zakupu nowego urządzenia wszelkimi sposobami, również finansowymi – cena modernizacji może sięgać nieraz 70% wartości nowej maszyny. Na końcu może się okazać, że mamy urządzenie zmodernizowane, niewiele tańsze od nowego i bez realnej gwarancji poprawnego działania. Taki sprzęt, niestety, nigdy nie będzie niezawodny.

Ważną rolę odgrywa więc cena…
    Cena zakupu jest jednym z najważniejszych czynników w przetargu, ale nie może być jedynym wyznacznikiem. Przekonujemy się o tym na każdym kroku przy konkursach na inwestycje drogowe – nie trzeba tego tłumaczyć. W Niemczech spotkałem się z ciekawym podejściem do rozstrzygania przetargów – eliminuje się ofertę najtańszą i najdroższą, i wybór jest dokonywany spośród pozostałych oferentów. Należy pamiętać o tym, że sam koszt urządzenia i jego amortyzacji ma niewielki wpływ na koszt wytworzenia produktu, a jest tylko jego niewielką składową. Zdecydowanie drożej kosztują przestoje w produkcji, obsługa, części zamienne, awarie i niesprawny serwis… Nie zapominajmy o bardzo dużych kosztach złej jakości produktu, gdyż są to nie tylko koszty finansowe, ale i często wizerunkowe, a tych drugich nie da się tak łatwo zniwelować. Zawsze przy zakupie urządzenia trzeba brać pod uwagę TCO, czyli Total Cost of Ownership, który dopiero stanowi właściwy koszt maszyny dla wytwórcy.

A czy najdroższe oznacza najlepsze?
    Nie zawsze, ale bardzo często. Weźmy pod uwagę urządzenie warte 1 mln euro i różnice w cenie na poziomie 5-10%, bo takie się zazwyczaj pojawiają, jeśli porównujemy sprzęt tej samej klasy. Mamy więc realnie możliwość „zysku” od 50 do 100 tys. euro. Dla przeciętnego Kowalskiego to poważna suma – można za to kupić już całkiem spore mieszkanie w centrum Krakowa – ale dla fabryki, przy założeniu okresu amortyzacji np. 10 lat, kwota jest pomijalna. Po dodaniu różnych kosztów związanych z użytkowaniem maszyny – części, serwis, remonty itp., można stwierdzić, że „cena nie gra roli”. Mówimy oczywiście o maszynach z tej samej półki, gdyż przy wyborze dostawcy urządzenia trzeba wiedzieć, czy najlepszy model jest nam potrzebny – czy musimy „jeździć” mercedesem, czy wystarczy nam fiat.

A propos mercedesów, to co cechuje te wśród maszyn dla branży farmaceutycznej? Jakie są najnowsze trendy?
    Na pewno producenci maszyn badają rynek i starają się jak najlepiej spełniać oczekiwania swoich klientów. To, co można zauważyć, to dążenie do minimalizacji czasów przezbrojeń, ilości części formatowych. W zasadzie idealna maszyna to taka, która nie wymaga w ogóle przezbrojenia…
    Oczywiście, wydajności urządzeń są ciągle śrubowane. Każdy dąży do tego, żeby wyprodukować jak najwięcej przy użyciu jak najmniejszej ilości sprzętu, wymagającego z kolei minimalnego obszaru farmaceutycznego. Utrzymanie dużych obszarów pomieszczeń klasyfikowanych jest bowiem bardzo kosztowne. Urządzenia zatem są projektowane tak, aby jak największa część mogła być zainstalowana w strefie technicznej. Dla wytwórcy, który produkuje duże serie, tendencją będzie poszukiwanie maszyny jak najszybszej, natomiast dla producenta, który w swoim portfolio ma wiele produktów niskoseryjnych – maszyna wolniejsza, ale za to bardzo łatwa do przezbrojenia.
    Innym aspektem jest naturalnie coraz większy udział systemów sterowania i systemów kontroli międzyoperacyjnej, które są wbudowywane w urządzenia. Przemysł dąży do tego, aby być w zasadzie „bezobsługowy” – wielka fabryka pełna urządzeń, z niewielką ilością personelu.

Spoglądając na problem z drugiej strony – jakie inwestycje w park technologiczny odradzałby pan zakładom farmaceutycznym?
    Odradzałbym zakup maszyn, które są bardzo krótko na rynku i nie mają referencji potwierdzających ich działanie – przecież każdy producent potrafi „sprzedać” urządzenie jako zdecydowanie najlepsze na świecie. Zalecam równocześnie nabywanie maszyny pod konkretne produkty. To gwarantuje bowiem, że wszystko będzie idealnie dopasowane i nie trzeba ponosić dodatkowych kosztów przeróbek po instalacji. Testy przeprowadzone na produktach zamiast na placebo też są swoistym zapewnieniem poprawnego działania i założonej wydajności urządzenia. Warto pamiętać, że mimo coraz bardziej wymyślnych konstrukcji pozostaje jedna zasada uniwersalna – prostota jest zawsze w cenie.

Rozmawiała Patrycja Misterek

Wywiad został opublikowany w magazynie "Przemysł Farmaceutyczny" nr 3/2012

 

 

Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ