Partner serwisu
05 maja 2016

WIELOBÓJ. Rozmowa z prezesem zarządu ESPEFY

Kategoria: Rozmowa z...

– Prowadzenie skomplikowanej fabryki farmaceutycznej to wielobój. Konieczna jest specjalistyczna wiedza z bardzo wielu dyscyplin. Będąc z zawodu ekonomistą, nigdy nie udaję, że znam się na pracy laboratoriów, technologii przygotowania masy tabletkowej czy budowie maszyn blistrujących. Firma trzyma się na fachowych menedżerach średniego szczebla – mówi Marek Knapik, prezes zarządu Chemiczno-Farmaceutycznej Spółdzielni Pracy Espefa z Krakowa.

WIELOBÓJ. Rozmowa z prezesem zarządu ESPEFY
  •  Niedawno zostały ogłoszone akty delegowane do tzw. dyrektywy fałszywkowej. Czy dotyczą waszej firmy?

Niestety tak. Będzie to dotyczyło aż 10 naszych produktów. Czy tego chcemy, czy nie, będziemy zmuszeni wydać nasze ciężko zarobione pieniądze na coś, z czego nie odniesiemy realnych korzyści. Musimy oznakować nasze produkty lecznicze niepowtarzalnym identyfi katorem, który umożliwi weryfi kację i identyfi kację opakowania jednostkowego. Musimy dodać zabezpieczenie gwarancyjne, tzw. Tamper Evident, które umożliwi sprawdzenie, czy nie było prób otwarcia naszych leków na żadnym etapie łańcucha dostaw. Na koniec będziemy musieli fi nansować tworzenie i utrzymywanie baz danych potwierdzających autentyczność każdego opakowania naszego leku – od zejścia z taśmy produkcyjnej do wydania go pacjentowi w aptece.

  • Ile w sumie to wszystko będzie kosztować?

Powiem szczerze, że aż boję się liczyć. Podobno za samo korzystanie z systemu każda polska fi rma farmaceutyczna ma co roku płacić 14 tys. euro – nieważne czy zatrudnia 100 pracowników, czy kilka tysięcy. W tej chwili trudno mi nawet oszacować, ile Espefa będzie musiała wyłożyć na modyfikacje linii do pakowania i znakowania. A przecież te same pieniądze moglibyśmy wydać w inny sposób. Za fi rmami naszej wielkości ujął się tylko POLFARMED oraz Izba Gospodarcza Farmacja Polska.

  • Czy mają szansę coś zdziałać?

Nie chcę wyjść na pesymistę, ale nie sądzę. Za wszystkim stoją olbrzymie pieniądze, na przykład na IT. Zgodnie z zasadami ekonomii, taką czy inną drogą, wcześniej czy później, za każdy taki pomysł UE zapłaci ostateczny nabywca towaru, czyli na przykład pacjent lub pacjentka z tysiącem złotych emerytury. Ludzie powszechnie myślą, że leki tak dużo kosztują, bo fi rmy farmaceutyczne są chciwe, a wcale tak nie jest. My po prostu jakoś musimy zarabiać na spełnianie coraz to nowych wizji unijnych urzędników. Espefa nic nie będzie miała z dyrektywy fałszywkowej, ponieważ produkuje takie leki, których i tak nikt by nie podrabiał.

  • Zgodnie z defi nicją, spółdzielnia pracy to „jednostka, w której każdy jej członek musi być zatrudniony i otrzymywać za to wynagrodzenie, a zwolnić można go tylko w ściśle określonych i wyjątkowych sytuacjach”. Czy trudno zarządza się fi rmą o takim statusie?

Bardzo trudno. Z drugiej strony absolutnie nie zamieniłbym spółdzielczej formy Espefy na żadną inną. Nie zawsze byłem prezesem i nie zawsze będę. Spółdzielnia gwarantuje mi i każdemu innemu spółdzielcy, że nikt nas nie zwolni, bo np. dziedziczka fabryki wstała lewą nogą. Jako spółdzielcy jesteśmy dumnymi ludźmi, ponieważ nikt nie robi nam łaski. Jeżeli potrafi my sprostać konkurencji ze spółkami, to nic nam nie grozi.

  •  W takim razie gdzie pojawia się ta trudność w zarządzaniu spółdzielnią pracy?

Prezes spółki rządzi, a prezes spółdzielni zarządza. Na wszystko muszę mieć zgodę spółdzielców. Co roku zarząd przechodzi procedurę tajnego głosowania wszystkich spółdzielców, tzw. absolutorium dla członków zarządu. W ujęciu praktycznym zarządzanie spółdzielnią pracy sprowadza się do nieustannego poszukiwania punktu równowagi, kompromisu. Jak za bardzo przechylę się w kierunku zasad ekonomii, przegram, bo mnie nie wybiorą. Jak pójdę w populizm, to nie tylko przegram, ale pociągnę na dno fi rmę. Kluczową rolę odgrywa edukacja ekonomiczna spółdzielców. Dlatego od pierwszej chwili pokazuję spółdzielcom absolutnie wszystko, za wyjątkiem szczegółów umów handlowych. Załoga wie, że konto Espefy jest pełne, ale jednocześnie większość spółdzielców rozumie, dlaczego tych pieniędzy nie możemy „przejeść”.

  • Produkcja suplementów, produkcja kontraktowa, wejście na rynek dermokosmetyków, optymalizacja procesów – co pana zdaniem jest największą szansą dla dzisiejszego przemysłu farmaceutycznego?

Nie stawiam na suplementy. Nie stawiam również na dermokosmetyki. Strategia rozwoju Espefy jest zupełnie inna. Spółdzielnia doskonale wie, czego chce i posiada jasno sprecyzowaną wizję swojej przyszłości w perspektywie kilkunastu lat. Ujawnienie w prasie branżowej szczegółów strategii rozwoju byłoby nieprofesjonalne. Mogę przedstawić generalne założenia.

  • Jakie więc one są?

Strategia rozwoju Espefy musi posiadać charakter adaptacyjny. Rynek nie przystosuje się do nas, to my musimy przystosować się do rynku. Sukces może osiągnąć wyłącznie taki zarząd, który rozumie, jak funkcjonuje niezwykle skomplikowany mechanizm rynku leków. Inżynierowie doskonale sprawdzali się w czasach gospodarki niedoboru. Dzisiaj, jeżeli główny menedżer nie rozumie rynku i marketingu, to nie rozumie niczego. Dla fi rmy może być wręcz niebezpieczny. Podstawą zarządzania jest umiejętność przeprowadzenia analizy potrzeb rynku i postawienie bezbłędnej diagnozy, na którą molekułę farmaceutyczną będzie odpowiedni popyt za 5 lat. Niestety, realnie rzecz biorąc, tak długo trwa proces od pomysłu do przemysłu. Popełnienie błędu selekcyjnego dla fi rmy naszej wielkości może skończyć się tragicznie. Jeżeli dzisiaj pójdziemy w złą stronę, to straconego czasu i poniesionych kosztów nikt nam już nie zwróci. Na tym polega największa odpowiedzialność zarządu przed załogą. Aby sprostać temu zadaniu, zainwestowaliśmy w zakup niezbędnych narzędzi do analizy rynku. Są one drogie, ale bez nich się nie da.

Spółdzielnia gwarantuje mi i każdemu innemu spółdzielcy, że nikt nas nie zwolni, bo np. dziedziczka fabryki wstała lewą nogą

  •  Bez czego jeszcze nie może funkcjonować dzisiaj nowoczesny zakład farmaceutyczny?

Bez któregokolwiek z kilkudziesięciu elementów wymaganych przez Prawo farmaceutyczne i inne przepisy. Właśnie na tym polega podstawowa trudność. Możemy spełnić na przykład 49 z 50 warunków, a tego ostatniego nie spełnimy i to całkowicie wystarczy, aby zablokować cały proces produkcji i dystrybucji leku. Uważam jednak, że w tym przypadku wyjątkowy rygor, charakterystyczny dla branży przemysłu farmaceutycznego, jest uzasadniony.

  • Wy bez problemów przechodzicie wszystkie audyty.

W ubiegłym roku audyt przedłużający nam certyfi kat GMP dotyczył całego obiektu Espefy. Dzięki sprawnie działającemu systemowi zapewnienia jakości zdaliśmy ten egzamin tak dobrze, że sam byłem zaskoczony, chociaż pewnie nie powinienem się do tego przyznać. Jak czasem to bywa, audytorzy „coś” znaleźli. Natychmiast po wyjeździe zespołu audytującego wprowadziliśmy w życie wszystkie wskazówki – nie dlatego, że producent leków i tak nie ma innego wyjścia, ale przede wszystkim z głębokiego przekonania o ich słuszności. W produkcji leków, w przeciwieństwie do zarządzania spółdzielnią pracy, nie ma kompromisów. Jakość nie może być traktowana tylko jako sprawa techniczna, musi być wręcz stylem zarządzania.

  • Na co jeszcze stawiacie obok jakości? Inwestycje w ludzi, zakup nowych maszyn, rozbudowę fabryki…?

Prowadzenie skomplikowanej fabryki farmaceutycznej to wielobój. Konieczna jest specjalistyczna wiedza z bardzo wielu dyscyplin. Będąc z zawodu ekonomistą, nigdy nie udaję, że znam się na pracy laboratoriów, technologii przygotowania masy tabletkowej czy budowie maszyn blistrujących. Firma trzyma się na fachowych menedżerach średniego szczebla, dlatego inwestowanie w szkolenie fachowców jest dla mnie oczywistością. Prezes może jedynie zbudować strukturę organizacyjną sprzyjającą wykorzystaniu ich wiedzy.

Jeżeli chodzi o drugą sprawę, czyli inwestowanie w park maszynowy i rozbudowę fabryki, to mam poczucie obowiązku wykorzystania dobrej passy w wynikach sprzedaży. Nowa linia technologiczna do tabletkowania już stoi. Nowa linia do blistrowania i pakowania jest w trakcie budowy w zakładach w Bolonii, wkrótce nastąpi transport i montaż. Dużo inwestujemy w wyposażanie laboratoriów. W lipcu rusza największa od kilkudziesięciu lat inwestycja budowlana. Wykupiliśmy od Krakowa działkę, która do tej pory była dzierżawą wieczystą i teraz już na swoim stawiamy nowy, wielki budynek wielofunkcyjny. Produkcja wzrosła o połowę, w starych murach Espefa się nie mieści.

  • Możecie się pochwalić także licznymi nagrodami. „Gazela” to fi rma małej lub średniej wielkości, która dzięki niezwykle dynamicznemu rozwojowi doskonale daje sobie radę wśród znacznie większych konkurentów. Espefa zdobyła tytuł „Gazeli Biznesu” już kilka razy. Czym w szczególności zasłużyliście sobie na to wyróżnienie?

Tytuł „Gazele Biznesu” jest przyznawany przez niezależną kapitułę w oparciu o całkowicie obiektywne kryteria. Po prostu do matematycznych wzorów podstawia się dane z rocznych bilansów i „wychodzi”, kto jest „Gazelą”. Espefa w ostatnich latach faktycznie przyśpieszyła. O by tak dalej.

  • Ostatnio dużo mówi się o konstytucyjności zakazu reklamy aptek oraz o wprowadzeniu tzw. opieki farmaceutycznej. Jakie jest pana zdanie na te tematy?

Gdybym był właścicielem apteki, nie walczyłbym za wszelką cenę o prawo do jej reklamowania. Jeżeli wydam pieniądze na reklamę swojej apteki, moi konkurenci z sąsiednich aptek natychmiast zrobią to samo. Nie uzyskam zatem przewagi. Koszty „zawodów” pt. „kto więcej wyda na reklamę” pokryją pacjenci wszystkich aptek.

Gdybym był właścicielem apteki, pieniądze wolałbym wydać na opiekę farmaceutyczną nad pacjentem. To jest właściwa platforma walki konkurencyjnej pomiędzy aptekami. Powołaniem magistra farmacji nie jest sprzedawanie towaru. Farmaceuta pełni ważną społeczną misję, kontynuując pracę lekarza. Zakładanie stałym klientom aptek kart opieki farmaceutycznej, prowadzenie historii zakupów i inne formy wsparcia pacjenta kosztują.

Gdybym był właścicielem apteki, domagałbym się na ten cel dotacji. Opieka farmaceutyczna stanowi bardzo wymierną korzyść zwłaszcza dla osób przewlekle chorych. Zwiększa skuteczność prowadzonej terapii, zmniejsza natomiast ryzyko działań niepożądanych, czyli w konsekwencji oszczędza służbie zdrowia pieniądze. Z tego co wiem, w Polsce do tej pory nie ustalono formy wsparcia fi nansowego dla aptek, które podjęły się już tego trudu.

  • A co pan myśli o sprzedaży leków OTC w miejscach innych niż apteki?

Niech każdy robi swoje. Jeśli apteki nie sprzedają benzyny, to czemu koncerny paliwowe mają sprzedawać leki? Zwłaszcza z takimi marżami. Poza tym działa ekonomia. Stacje benzynowe wpływają na obniżenie liczby opakowań leków sprzedanych w aptekach. Apteki, chcąc wartościowo utrzymać obroty, muszą przez to sprzedawać drożej.

  •  Wracając na koniec do producentów leków: czy uważa pan, że firma farmaceutyczna w Polsce może być innowacyjna?

Na tak postawione pytanie firmy farmaceutyczne najczęściej odpowiadają: „Ależ oczywiście, że tak! Jesteśmy innowacyjni od rana do wieczora. Nieustannie wprowadzamy na rynek innowacyjne leki”. Prawda jest jednak taka, że opracowywanie faktycznie nowych leków jest niewyobrażalnie kosztowne, długotrwałe i ryzykowne. Łącznie z badaniami klinicznymi jest to proces, który może trwać kilkanaście i więcej lat, pochłonąć setki milionów dolarów, a na końcu może się okazać, że na przykład fi nalne badania na ochotnikach wykazały, że lek wywołuje skutki uboczne i nic z tego nie będzie. Na opracowanie naprawdę nowych leków stać tylko największe koncerny. Espefa jest innowacyjna, ale w swojej skali. Są to jednak innowacje dotyczące na przykład dawek, powłoczek, substancji pomocniczych, smaków, kształtów, lepszych opakowań itd. Odkrycia naukowe są poza zasięgiem 120-osobowej farmaceutycznej spółdzielni pracy. Kibicujemy natomiast wielkim polskim producentom typu Adamed czy Polpharma. Polski przemysł farmaceutyczny rozumiany jako całość powinien być i jest ambitny.

 

Rozmawiała Patrycja Zawadzka

Fot. BMP

Wywiad pochodzi z numeru 2/2016 czasopisma "Przemysł Farmaceutyczny"
 

Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ