Partner serwisu
Tylko u nas
25 lutego 2019

Rafał Ruta: SIWY DYM

Kategoria: Felietony

Robota wcale nie była trudna. Była łatwiejsza niż myśleliśmy. Rekonesans wykazał, że wszystkie składniki i niezbędny sprzęt są na miejscu. Nic nie trzeba było przemycać z zewnątrz. O ustalonej godzinie wszędzie zapanowała cisza. Mogliśmy zaczynać! Z perspektywy trzydziestu lat wszystko zrobiłbym tak samo. No, może z wyjątkiem jednej rzeczy… Ale po kolei.

Rafał Ruta: SIWY DYM

X gramów substancji xxx, Y gramów substancji yyy, Z gramów substancji zzz, odważone wagą szalkową. Jeszcze parę operacji, najbardziej skomplikowaną było odparowanie palnikiem. Nasze dzieło jest gotowe! Cztery porcelanowe miseczki wypełnione szarą masą. Z wyglądu nic szczególnego, jak gęsty popiół zagnieciony z wodą. Najlepsze dopiero przed nami! Jedna zapałka na jedną miseczkę. Od razu zadziałały, wszystko zgodnie z planem. Nawet lepiej niż myśleliśmy. Wystarczyło trzymać się przepisu i wszystko działa! Zabawa jest świetna, a my jesteśmy genialni!

Co dzisiaj zrobiłbym inaczej? Chyba jednak zapaliłbym je na balkonie naszej pięknej pracowni chemicznej, a nie na jej zapleczu. Pierwsza euforia szybko ustąpiła refleksji: trzeba to wynieść! W drodze na balkon zdążyliśmy pokonać zaplecze i połowę wspaniałego poniemieckiego audytorium, przylegającego do pracowni. Dym był już tak gęsty i duszący, że nic nie widzieliśmy. Sekundę później miseczki stały się tak gorące, że w panice porzuciliśmy je na długim blacie. To zza niego na lekcjach wlewała się wiedza do głów chemików młodych.

Siwy dym wypełnił salę tłustymi kłębami. Salwowaliśmy się ucieczką na kolanach, bo przy podłodze było jeszcze trochę powietrza. W chwili gdy dopadliśmy do drzwi, już nic nie było widać, a płuca mało nam się nie wyrwały z piersi od kaszlu. W życiu bym nie uwierzył, że te nasze cztery czarki mogą wyprodukować taką ilość gęstego, cuchnącego dymu. Kółko chemiczne uczniów czarnoksiężnika zakończyło swoje zajęcia praktyczne na ten dzień. Temat: świece dymne.

Gdy łapaliśmy oddech na korytarzu, pocieszało nas to, że w szkole byliśmy sami i że nikt się nie dowie. Po chwili zawyły syreny. Strażacy byli naprawdę szybcy! Ktoś jednak był w szkole oprócz nas. Nie byle kto. Dyrektor wciąż pracował w swoim gabinecie i to on wezwał straż pożarną. Gdybyśmy wywołali pożar, a nie tylko zadymili cały pion i okolicę gęstym, duszącym dymem, to chyba nawet mielibyśmy szansę na ratunek…

Najpiękniejsze w idei laboratorium  jest to, że nauka, rozum i racjonalność wciąż idą tutaj w parze z fantazją, żarem i (nomen omen) zapałem. Większość obszarów nauki doszła do takiej specjalizacji i zamknięcia w sobie, że sama naukowa metoda poznania i opisu świata stała się abstrakcją dla większości osób, nawet wykształconych. Wraz z rugowaniem nauki z naszego spojrzenia na świat, jej praktyczne zastosowania (objawiające się bardziej jak magia) wkraczają w nasze życie w niepohamowanym tempie.

W 1969 r. takim połączeniem nauki z fantazją była misja Apollo 11, czyli 384 tys. km lotu na Księżyc, lądowanie i powrót na Ziemię. 50 lat temu!!! Współczesny smartfon jest kilka tysięcy razy mocniejszy niż wszystkie komputery NASA sterujące tamtą misją. Przy okazji polecam filmową, fabularną biografię Neila Armstronga z 2018 r. pt. „Pierwszy człowiek”. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem w kinie tak druzgocącej, fizycznej potęgi żywiołu, jak w kilkuminutowej scenie startu rakiety, ukazanej oczami astronautów w ich ciasnej „trumnie”, na szczycie 110-metrowego potwora, zionącego czterema milionami litrów płonącego paliwa. Sceny lotu, lądowania, pobytu i powrotu z Księżyca przyprawiają o dreszcze zachwytu i emocji. Jestem dumny, że genialny konstruktor  księżycowej rakiety Saturn V, Wernher von Braun, jako nastolatek pokochał latanie szybowcami i budowę maszyn latających w Jeżowie Sudeckim (wtedy Grunau), podczas kursów na Górze Szybowcowej. Tę górę widzę przez okno, pisząc te słowa. Podróż na Księżyc zaczęła się spod mojego domu!

Nauka, która umożliwiła ten wyczyn, staje się ostatnio niemodna. Coraz więcej ludzi patrzy na rzeczywistość przez pryzmat magii i gloryfikuje niewiedzę, nakręcając się wzajemnie w Internecie, który miał przynieść rewolucję edukacyjną. Jak chwasty plenią się teorie spiskowe i antynaukowe wizje przyrody, historii i życia: antyszczepionkowcy, płaskoziemcy, antyewolucjoniści, itp. Gdy oglądam w Internecie filmy albo czytam o moich ukochanych lotach na Księżyc, to większość komentarzy pochodzi od wyznawców teorii spiskowej, że była to wielka mistyfikacja rządu USA.

W imieniu tych, którzy wciąż wierzą w potęgę rozumu, dziękuję tym z Państwa, którzy w laboratoriach pielęgnują idee nauki i racjonalizmu. Wierzę, że wielu z Was cieszy się swoją pracą jak dzieci. Jak my naszym kółkiem chemicznym przy produkcji świec dymnych, albo jak astronauci podziwiający wschód Ziemi na Księżycu. To m.in. dzięki Wam nasz gatunek jeszcze może nosić zaszczytne miano „człowieka rozumnego”.

PS. Ubrania były do wyrzucenia, a ohydny, słodko-gorzki smak dymu czuliśmy jeszcze przez tydzień z każdym oddechem, kęsem jedzenia i łykiem wody. Sala chemiczna śmierdziała przez miesiąc jak pogorzelisko. Ale i tak było warto!

fot. 123RF.com/zdjęcie ilustracyjne
Wujek Jurek
2019-02-27
Brawo Rafał pierwyj sort.
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ