Rafał Ruta: Alchemia
A potem królewna pocałowała żabę… Żaba oczywiście zamieniła się w pięknego księcia, który poprosił królewnę o rękę, a potem żyli długo i szczęśliwie… Koniec wieczornego czytania, buziak i dobranoc! Dzieci poszły spać. Zgasło światło w ich pokoju, drzwi już zamknięte. Uff… Jest 20:30 i wreszcie można odetchnąć – często pierwszy raz w ciągu dnia. Kto z Państwa zna to uczucie, proszę podnieść rękę do góry!
Czy powiedziałem, że można odetchnąć? Czasem tak – pod warunkiem, że akurat tego wieczoru dzieciom nie „włączyła się szwendaczka”. Trzask drzwi. Tupot małych stóp. Kierunek – toaleta. Trzask. Tupot. „Pić.” Trzask. Tupot. „Tatuś, buziaka”. Trzask. Tupot. „Tatuś, kołysanki-utulanki”. Takie sytuacje to jeszcze pół biedy – po maksymalnie 30 minutach jest i tak spokój.
Gorzej, kiedy zamiast ciszy (ewentualnie trzasku drzwi i tupotu) z pokoju rozlega się uporczywy kaszel, smarkanie i podobne odgłosy. Krótko mówiąc – kiedy dziecko jest chore, choćby na jakąkolwiek odmianę „banalnego” przeziębienia. Ładny mi banał! Czy mogę znów poprosić o podniesienie ręki tych z Państwa, którzy znają schematy typu: od początku grudnia do końca marca dziecko co dwa tygodnie u lekarza, a potem tydzień zwolnienia? Pół biedy, kiedy możemy liczyć na pomoc dziadków, cioci czy opiekunki. Gorzej, kiedy trzeba zastanawiać się, kto tym razem zostanie z dzieckiem (jak znam życie, w 95% pada na mamę).
Moja młodsza córka (4 lata) właśnie ma taki „ciąg”. Już przestała kaszleć, ale dwa dni temu „przypałętało się” zapalenie pęcherza moczowego – i znowu dwa dni w domu. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim okazało się jeszcze, że na palcu ręki pojawiła się kurzajka. Nieprzyjemna sprawa. Podzielę się poradą, że bardzo skuteczną metodą na kurzajki jest wymrażanie. Zabieg banalnie prosty – dotknięcie patyczkiem z watką nasączoną ciekłym azotem z pojemnika. Prosty, ale bardzo nieprzyjemny. A dla małego dziecka, które w zasadzie nigdy nie zaznało bólu – wręcz szokujący. Nigdy (nigdy!) moja córka nie płakała tak, jak po tym zabiegu. To nie był płacz. To była histeria, wycie, czerwona twarz, brak reakcji na jakiekolwiek próby pocieszenia czy uspokojenia.
Czy coś pomogło na to zmasowane nieszczęście, które dotknęło moje dziecko? Na szczęście tak. Ratunkiem okazał się zwykły LIZAK PRZECIWBÓLOWY. Jako „fachowcy z branży” na pewno znają Państwo tę nowatorską formę leku przeciwbólowego i uspokajającego. Wygląda i smakuje jak zwykły lizak. Ot, kolorowa kulka na plastikowym patyczku, zapakowana w folię. Ale jaka skuteczna! Po otrzymaniu lizaka, córka (jeszcze ledwo łapiąc oddech przez płacz) już była w stanie wykrztusić „dzi..ee..ęęę…kuu.. dzię…kuu…jęęę”, a wkrótce potem już było po bólu, zwłaszcza że miejsce po kurzajce zostało „hipstersko” zabezpieczone plasterkiem z Minionkami. Czysta alchemia!
Możemy być z siebie dumni, bo alchemikami jesteśmy my – pracownicy producentów albo dystrybutorów leków, suplementów diety, wyrobów medycznych, a nawet kosmetyków (nie wspominając o lizakach przeciwbólowych). Przyznam się Państwu, że wchodząc do apteki, rzadko kiedy dostrzegam przed sobą konkretne produkty w kolorowej układance pudełek i butelek, pokrywającej trzy ściany pomieszczenia. Oczywiście częściowo przyczyną jest to, że jako „typowy facet” mam kłopoty ze znalezieniem masła w lodówce, jeżeli zdarzy się, że ktoś (np. ja) odłożył je w inne miejsce niż zawsze.
W aptece wysiłki marketingowców wszystkich konkurencyjnych producentów stapiają mi się w jedno. Nie przeszkadza mi to, bo zdaję się na autorytet szamana (lekarza) i alchemika (aptekarza). Jeżeli mam gotową receptę od „szamana”, wtedy nie muszę nawet próbować niczego „wyławiać” na półkach. A jeżeli potrzebuję „czegoś na…” (np. na płacz dziecka po wymrażaniu kurzajki), to ufam poradzie „alchemika”. Jeżeli on/ona powie, że najlepiej zadziała lizak przeciwbólowy, to wiem, że tak właśnie będzie. A przynajmniej chcę wierzyć, że tak będzie.
Pracujemy w specyficznej branży, dostarczającej produkty tak zróżnicowane i specjalistyczne, że klient nie ma żadnej możliwości samodzielnej oceny jakości i skuteczności tychże produktów. Z drugiej strony produkty te mają zaspokajać fundamentalną potrzebę, stojącą na czele wszystkich innych potrzeb — mają przywracać, albo podtrzymywać ZDROWIE. Nic nie budzi takich emocji, jak zabezpieczenie zdrowia bliskich nam osób.
Tworzeniem nowych leków kieruje nauka, wiedza, doświadczenie, eksperyment. W produkcji kluczowe jest ścisłe przestrzeganie procedur i norm, weryfikowane inspekcjami i potwierdzane certyfikatami jakości. Zdrowie to jeden z ostatnich obszarów, w których chcemy i pragniemy zaufać AUTORYTETOM. Fundamentalne aspekty życia, niemożliwe do ogarnięcia własną wiedzą – na tych filarach opiera się magia, religia, mistyka. W głębi duszy nie różnimy się od naszych przodków sprzed stu lat, sprzed tysiąca lat, sprzed 20 tysięcy lat. My, alchemicy, wciąż szukamy kamienia filozoficznego. Być może nigdy go nie odnajdziemy. Ale to jedna z tych spraw, w których droga jest ważniejsza od celu.
PS. Skuteczna terapia przeciwbólowa dała mojej córce argument, że lizaki przeciwbólowe są bardzo zdrowe i że zakaz słodyczy przed obiadem oczywiście ich nie dotyczy. Tak działa alchemia.
Felieton został opubliowany w numerze 1/2017 czasopisma "Przemysł Farmaceutyczny"
Komentarze