Partner serwisu

Saperzy z czystej strefy „B”

Kategoria: Produkcja i maszyny

Na wydziale produkcyjnym nie ma miejsca na pomyłki. Praca przypomina wyzwanie, jakie stoi przed saperem. Liczy się precyzja, opanowanie, wiedza i doświadczenie. W przeciwieństwie do sapera tutaj jednak nie ryzykuje się wyłącznie swoim życiem, ale zdrowiem tysięcy pacjentów.

Saperzy z czystej strefy „B”

   

Kiedyś przygotowanie leku wyglądało tak, że operator w jednej dłoni trzymał papierosa, a w drugiej chochlę, którą mieszał preparat w wielkiej kadzi stojącej przy otwartym oknie. Dzisiaj samo przebranie się w kombinezon przypomina przygotowania do lotu na Marsa.

Kosmiczne wymagania

Pierwsze schody zaczynają się już w momencie złożenia aplikacji do pracy na produkcji. – Kandydat musi najpierw przejść badania, m.in. u internisty, dermatologa i stomatologa. Ten sprawdzian powtarzany jest później co pół roku. Jeśli wynik badań jest pozytywny, rozpoczyna się półroczne szkolenie przygotowujące do pracy – mówi Jacek Michalski, kierownik Wydziału Chemiczno-Farmaceutycznego. Dopiero po zdaniu wszystkich testów, można samemu wejść do stref o określonych poziomach czystości powietrza, co wbrew pozorom wcale nie jest takie proste.

Przygotowania do „lotu”

Do pomieszczeń, w których produkowane są leki, wchodzi się przez specjalne śluzy. Tam zmienia się ubranie, myje i dezynfekuje ręce, wkłada maskę jałową, okrycie głowy i rękawice. Największym wyzwaniem jest jednak wśliźnięcie się w specjalny kombinezon. Podczas zakładania go nie można niczego dotknąć ani się przytrzymać. Wszystko należy zrobić „w powietrzu”, stojąc na jednej nodze. Pracując przy produkcji trzeba też zapomnieć o wszelkich kosmetykach czy makijażu. Absolutnie zakazany jest puder, tusz do rzęs, lakier do paznokci i jakakolwiek biżuteria, która posiada dużo zakamarków, w których ukrywają się bakterie. Zakaz wstępu mają też pracownicy z katarem, a nawet mężczyźni, którzy zacięli się przy goleniu.

Mały problem, ogromne konsekwencje

Na początku rygorystyczne przepisy stwarzały wiele problemów. – Często okazywało się, że jedna osoba nie przyszła do pracy z uwagi na chorobę, druga przyszła, ale miała katar, a trzecia skaleczyła się w palec.

Nie było komu obsługiwać maszyn, więc cała produkcja musiała stanąć – opowiada Małgorzata Lewicka, kierownik Oddziału Farmaceutycznego. Dzisiaj w Polfie pracuje grubo ponad sto osób z odpowiednimi kwalifikacjami i badaniami, które mogą wchodzić do najbardziej rygorystycznych stref, więc takie sytuacje już się nie zdarzają.

Opanowanie godne sapera

W żaden sposób nie wpływa to jednak na poziom stresu, który odczuwają operatorzy urządzeń. Wbrew pozorom, w środku kłębią się duże emocje, bo każdy jest świadomytego, że od niego zależy jakość wytwarzanego produktu. Mały błąd, dotknięcie czegoś przypadkiem, zabrudzenie rękawicy, niedokładne zdezynfekowanie rąk i cała seria leku jest do wyrzucenia, a to oznacza przestój w produkcji i ogromne koszty. – Poza tym wszyscy muszą sobie ufać, bo każdy błąd popełniony przez współpracownika na którymkolwiek etapie może skutkować dramatem. Ci wszyscy ludzie muszą tworzyć zgrany zespół, w którym mają pewność, że praca od początku do końca wykonana została w pełni profesjonalnie – mówi Sabina Bartnik, technolog Wydziału Ampułkarni.

Warunki prawie jak na Marsie

Ze względu na specyficzne warunki panujące w boksach, każdy człowiek przebywa w nich mniej niż osiem godzin. Najbardziej uciążliwe są ciągłe wymiany powietrza w pomieszczeniu. – Widać to dobrze w momencie, kiedy do pracy przychodzi ktoś nowy. Kilka dni w filtrowanym powietrzu i infekcja murowana – mówi Lewicka. Do tego pojawia się nieznośne pieczenie oczu. Wszystko od jałowego, czyli pozbawionego bakterii powietrza. Dopiero po jakimś czasie można przywyknąć. 
– Dla mnie jednak największym problemem było nauczenie się wolnego poruszania. Tam gdzie pracujemy, nie można wykonywać gwałtownych ruchów, żeby nie zakłócać obiegu powietrza – mówi Zofia Kaczmarek, która od dziesięciu lat pracuje przy nalewaniu kropli do oczu. – Praca w takiej strefie wygląda więc jakby odbywała się w zwolnionym tempie. Jest ciężko, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić – dodaje.
– Małą próbkę warunków panujących na produkcji mieliśmy przy okazji robienia zdjęć do tego tekstu, kiedy musieliśmy ubrać się w te wszystkie kombinezony, czapki i ochraniacze – opowiada Agnieszka Sowa-Sadkowska z Działu PR – to było potwornie nieznośne. Gorąco, niewygodnie, klaustrofobicznie, a do tego straszny hałas. Ciężko było wytrzymać czterdzieści minut. Nie mówiąc o całym dniu – podsumowuje.

Autor: Tomasz Trela, Polfa Warszawa S.A.
Artykuł został opublikowany w magazynie "Przemysł Farmaceutyczny" nr 2/2012
Źródło fot.: Tomasz Trela

Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ